Naprawdę pani zdaniem fortepiany mają duszę?

Wierzę w to. Jedne dają niebiańskie dźwięki, inne - niezależnie od tego, jak się zagra - brzmią słabo. Są zmysłowe albo uległe. Kiedy byłam dzieckiem i zostawałam sama w domu, wieczorami zakradałam się do pokoju, w którym mój ojciec, duchowny w Kościele metodystów, pisał kazania, żeby grać na fortepianie. Wyobrażałam sobie, że ma antenę i prowadzi dźwięki w przestworza, na inne planety. Fortepian, z którym teraz jeżdżę, znam już bardzo dobrze. Rozumiemy się. Jest niesamowita.

Ona?

Fortepiany są kobietami. Ale mam też organy Hammonda i kilka keyboardów.

Co się dzieje, kiedy gra pani na zmianę na fortepianie i na hammondzie?

Odbywa się prawdziwy flirt. Czasem czuję, że jestem intruzem. Z organów wydobywają się wibracje. Czuje się je we własnym ciele. Wiedzą o tym wszyscy, którzy grali na hammondzie. Gdybym miała już nigdy nie doświadczyć fizycznej relacji z mężczyzną, byłabym seksualnie usatysfakcjonowana, tylko grając.

Żartuje pani...

Nie chodzi o proste fizyczne odczucia jak wibracje płynące z organów. Zdarzają się takie momenty, kiedy grając, masz poczucie pełni. Nie dzieje się to często, zazwyczaj podczas koncertu - wtedy nie możesz się powtarzać, jesteś oglądana, odkrywasz się przed kimś. I nagle przestajesz być w kawałkach. Całkowita integracja.

Nic dziwnego, że nazywają panią kapłanką New Age.

Chrzanię te etykietki. Przez lata miałam wizerunek, który pokazywał fragment mojej osobowości. Ale to zrozumiałe, bo do tej pory, pracując nad płytą, wybierałam jedną wersję kobiecości. W piosenkach z ostatniego albumu pokazuję pełną kobietę.

Co to znaczy?

Odwołuję się do pięciu archetypów: Artemidy, Persefony, Ateny, Afrodyty, Demeter. Gram te role podczas koncertów promujących 'American Doll Posse'. Nie chodzi tylko o to, że przebieram się w różne sukienki i zakładam peruki. Chcę przekonać kobiety, że możemy się składać z cech tych wszystkich archetypów. Czasem trzeba być silną Artemidą, kiedy indziej idealistką jak Persefona. Dobrze mieć w sobie dużo energii i woli walki jak Atena. Zazwyczaj kobiety wybierają jedną z ról, bo do tego zmusza je społeczeństwo. Ale nie musi tak być.

A co znaczy słowo 'wstyd' wypisane na pani dłoni na jednym ze zdjęć promujących 'American Doll Posse'?

Jestem córką kaznodziei. Dzięki niemu zrozumiałam politykę religii, zasady działania prawicowego, chrześcijańskiego społeczeństwa. I korzystam z tej wiedzy, bo w takim społeczeństwie żyję. Kościół wprowadza kobiety w poczucie winy związane z seksualnością. Upowszechnia podział na doskonałe panie domu i łatwe dziewczyny.

To uproszczenie.

Tak właśnie mówi się w Kościele - albo jesteś kochanką, albo matką. Albo Marią Magdaleną, albo Marią Dziewicą. Wydaje mi się, że coraz mniej jest kobiet, które wiedzą, jak jednocześnie zachować seksualność i być uduchowioną. Łatwiej jest wpasować się w skrajności. Nie mam nic przeciwko wyzywającym dziewczynom i grzecznym gosposiom, ale tylko dopóki są to ich wybory, dopóki nie stają się obiektami na życzenie mężczyzn, nie odgrywają ról, jakich się od nich oczekuje.

W latach 80. grała pani jedną z takich stereotypowych ról. Była pani dziewczyną z reklamy płatków śniadaniowych Kellogs.

Chciałam w niej zagrać. Zabawne - walczyłam o tę rolę z Sarą Jessicą Parker. A ona kilkanaście lat później, grając w 'Seksie w wielkim mieście', zmieniła sposób myślenia o samotnych kobietach, ich seksualności, niezależności. Ale i tak wciąż żyjemy w kulturze, w której rządzi mężczyzna. Na ostatniej płycie piszę o tym, jak ważna jest pewność siebie, bo zależy mi, żeby odkryły ją w sobie młode Amerykanki. Jestem przerażona tym, w jakiej sytuacji znalazł się mój kraj. Kobiety powinny się wyzwolić i wpłynąć na polityczną zmianę. Chodzi mi przede wszystkim o młode dziewczyny. Chciałabym, żeby zrozumiały, że mogą coś zmienić. To trudne - sprawić, by społeczeństwo zaczęło wątpić w tego, kto jest przy władzy.

Śpiewa pani do George'a Busha: 'Salutuję, komendancie, i kicham, bo mam alergię na twoją politykę'.

Naprawdę musimy zdać sobie sprawę, w jak poważnych jesteśmy tarapatach. Dziesięć lat temu byliśmy w zupełnie innym miejscu, na każdym poziomie. W tak krótkim czasie moim zdaniem nastąpił upadek Ameryki. Jesteśmy teraz na rozstaju. Możemy szukać wymówek albo spojrzeć na bolesną prawdę. Powinniśmy zrobić to drugie i zacząć poważnie działać.

Co jest najważniejsze?

Spojrzeć w lustro i zadać sobie pytanie: jak to się stało? Ktoś musi być odpowiedzialny. Po drugie, należy przemówić. Kiedy kobieta odzywa się wśród polityków: 'Wiecie co, chłopaki, nie zgadzam się z wami', jest problem. Bo prawicowe społeczeństwo nie potrzebuje wątpliwości. Z tego samego powodu intruzami są homoseksualiści. Wydaje mi się, że to samo, co religia zrobiła kobietom, zrobiła społeczności gejów i lesbijek. Ich przeciwnicy powołują się na Biblię, ale to słaby argument, bo przecież w chrześcijaństwie chodzi o współodczuwanie. A widzę go bardzo mało, kiedy chrześcijanie oceniają gejów. Myślę, że wśród związków ludzi tej samej płci jest co najmniej tyle samo pięknych i czystych, co w świecie heteroseksualnym. Żeby wyswobodzić się z uproszczonego świata, w którym żyjemy, i z patriarchatu, potrzebne są różne kobiety - lesbijki, gospodynie domowe, feministki.

Czy pani zdaniem feministki nie przypominają czasem prawicowych polityków?

Zdarza się, że prowadzą podobną taktykę - atakują. Ale to nie jest dla mnie prawdziwy feminizm. Odrzucają kobiecość, bo ich zdaniem nie jest im potrzebna. Powinnyśmy czuć, że nie tracimy siły, jeśli jesteśmy dobrymi matkami i żonami. Kobieta jest najbardziej zmysłowa, kiedy akceptuje siebie taką, jaka jest.

Czy pani córka odróżnia Tori Amos od mamy?

Kiedyś zapytała: 'Czy to prawda, że Tori Amos jest niegrzeczna?'. Dzieci w szkole tak mówiły. Ale powoli staje się dla niej jasne, że ta artystka przy fortepianie jest kreacją. Podróżuje ze mną. To jest jej czwarta trasa koncertowa. Staramy się, żeby mimo wszystko miała wrażenie codziennego, stałego rytmu, który jest dziecku potrzebny. Są dni, kiedy wymaga większej uwagi, przychodzi do mnie często i mówi, że chce porozmawiać z mamą. Potem obserwuje mnie podczas prób i coraz lepiej rozumie. Obserwuje też w domu, bo pracuje pani w domowym studiu. Dlaczego zrezygnowała pani z nagrywania w dużej wytwórni? Peter Gabriel doradzał mi kiedyś: 'Powinnaś znaleźć miejsce, w którym mogłabyś spokojnie tworzyć, eksperymentować'. Tak się stało. Związałam się z Brytyjczykiem, zamieszkaliśmy w Kornwalii, stworzyliśmy studio. Czasem wstaję bardzo wcześnie, kiedy nic się jeszcze nie dzieje, zanim obudzą się rolnicy z sąsiedztwa. Nie ma nawet świateł ulicznych. Mogę pracować w spokoju. Od dużej wytwórni, która nadzorowała nagrywanie moich płyt, usłyszałam kiedyś wprost: 'Spuść z tonu, przestań walczyć z prawicą, bo chcemy sprzedawać twoje płyty w supermarketach Wal-Mart'. Teraz pracuję tak długo, jak chcę, i przed nikim nie odpowiadam, dopóki nie skończę.

Ma pani pełną wolność?

Wciąż się narażam, bo nie boję się wchodzić w niebezpieczne sytuacje. Ale trzeba uważać, jak się walczy. Nie wystarczy odwaga. Wszystko może zepsuć złość.